Sobótka, Wenecja i Artur Szpilka

Pozornie te hasła nic je nie łączy, jednak jak pokazuje nasza sobotnia wyprawa, nie ma rzeczy niemożliwych. Ale zacznijmy od samego początku, a więc od zaplanowania majówki na miarę naszych możliwości i oczywiście na miarę naszych potrzeb.
Wszystko zaczęło się jeszcze w kwietniu. Obiecałem wtedy Maricie, że zorganizuję nam górską wyprawkę na majowy weekend. Co ja nie mogę? Jak się jednak okazało sprawa była trudniejsza niż można było sądzić. Dlaczego? ano dlatego, że poza podstawowymi sprawami takimi jak dojazd czy nocleg, trzeba wziąć pod uwagę, że idziemy z psami – a dokładnie z psem bo przecież Dikon to już na spacerowej emeryturze (co i tak daje nam pełne logistyczne pole do popisu – bo przecież psa musimy komuś dostarczyć :) ). A to z kolei oznacza, że szlak musi być dostosowany do naszej drużyny oraz, że na ten szlak możemy w ogóle wejść.

Zwróćcie uwagę na koszulkę 😉

I tak z naszej listy wypraw zniknęły Bieszczady oraz część Beskidu Śląskiego (Babia Góra). Kolejną część wyprawy przekreśliła nam prognoza pogody – w górach miało być chłodno (4 stopnie) i deszczowo. Postanowiliśmy więc odłożyć w czasie nasze dalekie wojaże (na koniec maja lub początek czerwca), a w majówkę zdobyć Śląski Olimp czyli prastarą górę Sobótki.
Przygotowania czas zacząć. Zaczynamy od najważniejszego – przygotowanie do wyprawy psa :P Kompletujemy więc apteczkę, wodę, miski turystyczne, pas trekingowy do szelek, szelki, Vuko otrzymuje również niepełną porcję jedzenia i… i w drogę. Po chwili oczekiwania na Maritę ruszamy.

Szlaki turystyczne na Ślężę

Nasz przystanek w Sobótce ustanawiamy tradycyjnie w zacienionym miejscu przy stadionie miejskim. Po nałożeniu na mnie wszystkich niezbędnych przedmiotów kierujemy się w stronę Wierzyc – pierwszego szczytu na trasie. Jak zwykle wybieramy mniej uczęszczane szlaki, dzięki czemu zarówno my jak i Rudzielec mamy nieco więcej spokoju.
Wierzyce to jak wspomniałem pierwszy szczyt na naszej trasie. I choć może nie jest on najwyższym szczytem Sudetów, to za sprawą ostrego podejścia żółtym szlakiem potrafi sprawić, że po jego szybkim zdobyciu pojawią się mroczki :) Fakt, trochę gonimy na tych naszych wycieczkach ale za sprawą uprawianych aktywności z łatwością wyprzedzamy niedzielnych turystów.
Jakież było nasze zdziwienie, gdy na Wierzycach zobaczyliśmy nie jednego, nie dwa ale trzy psy, z czego dwa to malutkie Yorki. Jedyne co na pierwszy rzut oka odróżniało naszą drużynę to to, że za Vukiem leciała podpięta, amortyzującą linką do pasa trekingowego, Marita.

Vuko – owczarek Belgijski z włączoną funkcją „wyciąg” 🙂

Muszę przyznać, że razem z maliną narzucili naprawdę mocne tempo. Nie zdążyłem nawet powiedzieć mojej Małej, z czego słynie wieża na Wierzycach bo już biegliśmy dalej :( Krzyknąłem jedynie, że jesteśmy na wysokości 415 m n.p.m. i, że gdzieś w okolicy może się znajdować pierwszy z wielu okręgów będących oznaką uprawianego tu kultu solarnego. Moje słowa rzucone na wiatr obyły się jednak bez echa bo IPO-duet był już daleko z przodu. Nie pozostało mi więc nic innego jak nadgonić.
W trakcie podejścia na Ślężę jeszcze kilka razy podjąłem próbę zainteresowania Marity słowiańską historią tego miejsca – bezskutecznie. A trzeba przyznać, że w Polsce mamy niewiele takich pamiątek liczących sobie około 2500-2700 lat! Dla wszystkich zainteresowanych na szlakach masywu możecie spotkać:
– Niedźwiedź, często nazywany misiem ślężańskim – kamienna rzeźba o doskonale uchwyconej charakterystyce gatunku zwierzęcia stojąca na szczycie Ślęży obok kościoła. Na brzuchu ma znak ukośnego krzyża.
– Postać z rybą lub też panna z rybą – kamienna rzeźba pozbawiona głowy i nóg, przedstawia człowieka odzianego w długą szatę, oburącz trzymającego wielką rybę.
– Niedźwiedź, z utrąconymi przednimi łapami – znajduje się obok postaci z rybą. Ślad ukośnego krzyża wyryty na grzbiecie rzeźby.
– Grzyb lub tułów mnicha – fragment kamiennej rzeźby stojącej przy wschodniej ścianie Sanktuarium Św. Anny w Sobótce. Najprawdopodobniej jest to dolna część postaci człowieka w długiej szacie. Wyraźnie widoczny znak ukośnego krzyża.
– Mnich – kamienna rzeźba o kształcie przypominającym kręgiel lub wysmukłego naczynia. W miejscach niewidocznych: na podstawie bazy i na głowicy znajdują się znaki ukośnego krzyża.

Oficjalne składanie podziękowań na szczycie

Jak to zwykle bywa z pięknymi trasami, droga mija szybko. Zdecydowanie za szybko. Dlatego na szczycie – 718 m n.p.m. – meldujemy się po około 1 godzinie i 30 minutach. A tam, zastaliśmy prawdziwy wysyp turystów, harcerzy i uwaga – weselników. Nie kontrolujcie wyświetlaczy, dobrze przeczytaliście. W kaplicy na szczycie (wybudowanej po raz pierwszy pod koniec średniowiecza w celu walki z wierzeniami Słowian) odbywał się w tym czasie ślub. Szybko się okazało, że nasze wspólne chwile na Śląskim Olimpie nie będą zwyczajne.

Pieseł się cieszy :) Było pojenie jest drapanie.

Chwilę potem na górę wbiegł Artur Szpilka wraz z ekipą iiiii….. i psem :) Po chwili kontemplacji ruszamy w drugą część naszej 14 km trasy. Tym razem ku uciesze Marity, z górki :)

Artur Szpilka na Ślęży pojawił się oczywiście po nas 🙂

Droga powrotna
Drog powrotna prowadzi czerwonym szlakiem w stronę Sulistrowiczek. Po drodze mijamy urocze Święte Źródło, przy którym również warto się na chwilę zatrzymać. W tym momencie muszę jeszcze zaznaczyć, że w drodze powrotnej to ja trzymałem naszego małego czworonożnego kompana. Tak więc nasza wyprawa dała mi w kość 2x. Raz bo goniłem za naszą dwójką pod górę a dwa, hamując naszego rudzielca w drodze na dół.

Święte Źródło ucieszyło Vuko

Po dojściu do czarnego szlaku skręcamy w lewo w stronę Sobótki. Przed nami było już tylko około 5-6 km spokojnej trasy w dół. Na trasie warto również zatrzymać się na chwilę przy źródłach: Anny, Joanny, Jakuba, Ślężan, Św. Jana i Beyera.
Po dojściu do samochodu pakujemy naszą umęczoną trójcę i jedziemy w ostatni punkt naszej wycieczki. Obiecałem Maricie, że będzie Wenecja to nie mogło jej zabraknąć. Po dojechaniu do Sulistrowiczek raz jeszcze ubieramy w szelki psa i wchodzimy do trochę już podupadłego parku Wenecja. Park pomimo, że swoje lata dawno ma już za sobą okazał się miłym delikatnym i spokojnym akcentem w naszej całosobotniej podróży.

Zwiedzanie Wenecji z psem

Czasu na regenerację nie ma jednak za dużo w trakcie tego wyjazdu padły liczne deklaracje o kolejnych podbojach – Góry Stołowe szykujcie się!!!

Tags

What do you think?
Related Articles
Pies Donalda Tuska

Donald Tusk, przywódca z pasją ma nowego wiernego towarzysza na czterech łapach. Pies rasy maltańczyk o imieniu Franek dołączył do grona rodziny #Tusk. Donald Tusk,